wtorek, 26 kwietnia 2011

Sala samobójców (2011r)

          Film "Sala samobójców " w reżyserii Jana Komasy jest chyba jednym z niewielu polskich filmów na które zdecydowałam się pójść do kina. Do tej pory były to jedynie przewidywalne komedie romantyczne więc ucieszyłam się, widząc, że młody, polski reżyser postanowił nakręcić film o tematyce bardziej ambitnej. Bardzo lubię zarówno filmy jak i książki, których tematem jest życie nastolatków więc bez wahania (mimo przeczytania dość nieudanego według mnie opisu filmu) kupiłam bilety i poszłam na seans. 
          "Sala samobójców" opowiada o osiemnastoletnim  Dominiku (Jakub Gierszał) ,który jak mówi nam ulotka ma dosłownie wszytko : pieniądze na imprezy i ciuchy, własnego szofera, ładną dziewczynę (Aleksandra Hamkało), zgraną paczkę przyjaciół itp.. Jego życie wygląda normalnie : chodzi do szkoły, spotyka się ze znajomymi, spędza czas z rodzicami. W trakcie studniówkowej zabawy dochodzi między nim a jego przyjacielem Aleksandrem (Bartosz Gelner) do pocałunku który rozpoczyna ciąg zdarzeń. Momentem przełomowym jest jednak trening judo. Od czasu tego wydarzenia jego życie ulega zupełnej zmianie :  zamyka się w pokoju i w wirtualnym świecie w którym poznaje tajemniczą dziewczynę (Roma Gąsiorowska). To ona zaprasza go do "Sali samobójców" . 
           Bardzo ważną role w filmie oraz w całej historii odegrali jego rodzice(Agata Kulesza oraz Krzysztof Pieczyński). Muszę przyznać ,że to oni wywołali we mnie największe i najsilniejsze uczucia : niestety tylko te negatywne. Przez pół filmu miałam ochotę rzucić czymś w ekran lub potrząsnąć nim byle tylko coś poczuli. Uważam to jednak za ogromny plus bo myślę, że ważne jest, by bohaterowie nie byli nam obojętni.
           Myślę ,że film ten dzięki naprawdę świetnej grze aktorów, zarówno głównych jak i pobocznych, bardzo trafnie dobranej muzyce , fajnie nakręconym ujęciom (wzorowanym na "Zmierzchu" ) zdecydowanie wyróżnia się na plus wśród wielu produkcji dla młodzieży. Również połączenie świata wirtualnego i rzeczywistego na ekranie pozytywnie mnie zaskoczyło, dlatego też  jestem naprawdę zadowolona ,iż poszłam na ten film i chętnie zobaczę go jeszcze raz.

piątek, 18 marca 2011

"The king's speech" / "Jak zostać królem" (2010r)

"Jak zostać królem?" (reż. Tom Hooper) Polski tytuł tego filmu nie pozostawia naszej wyobraźni zbyt dużego pola do popisu. Mnie oczywiście na myśl przyszła braterska konkurencja o tron lub przygotowania do objęcia go przez następce, niczym z "Pamiętnika księżniczki". Jednak gdy poznamy oryginalny tytuł "King's Speech" i obejrzymy pierwszą scenę, wszystkie przypuszczenia okazują się nieprawdą. Poszłam na ten film z czystej ciekawości . 12 nominacji do Oskara i tak szeroka reklama przyciągają widza niczym magnes.


Muszę jednak przyznać ,że po pierwszej scenie wciąż byłam lekko zdezorientowana. Dopiero gdy usłyszałam szepty dochodzące z miejsc obok, zrozumiałam jaki temat podejmuje film. Jąkanie się. Zwykła przypadłość która jest nam wszystkim dobrze znana. Jednak gdy dotyczy ona księcia, sprawy się komplikują.
W jednej ze scen słyszymy zdanie: "To diabelskie urządzenie wszystko zmieni. Dawniej król musiał jedynie wyglądać dobrze w mundurze i trzymać się prosto w siodle. Dziś wchodzimy ludziom do domów i spoufalamy się z nimi. Nasza rodzina została sprowadzona do najpodlejszej profesji świata. Zostaliśmy aktorami!" Tym "diabelskim urządzeniem" jest radio. Niby nic strasznego : nikt Cię nie widzi; siedzisz w małym pokoiku i czytasz spisany już tekst mówiąc do mikrofonu . Jednak co jeśli nie umiesz powiedzieć kilku słów bez zająknięcia? 


Książę Albert (Colin Firth) próbował już wielu sposobów na walkę ze swoją słabością. Nikt jednak, mimo różnych metod nie potrafił mu pomóc. Dopiero gdy na swojej drodze spotkał ekscentrycznego logopedę Lionela Logue (Geoffrey Rush) coś zaczyna się zmieniać. Nie chodzi jednak tylko o wymowę następcy tronu ale także o jego samego. Powoli ze stojącej w cieniu brata, nieśmiałej osoby  przeradza się w odważnego, charyzmatycznego przywódce. Znajomość Alberta i Lionela powoli zaczyna przeradzać się w przyjaźń. 


Tłem dla całej historii jest wątek historyczny, który  uwydatnia powagę wystąpień króla. Dodatkowo, teoretycznie tak banalny temat jak jąkanie się został wpleciony w królewską rzeczywistość, przez co stał się wciągający i ciekawy. Jest to film w iście angielskim klimacie : spokojny, bez nagłych zmian akcji i porywających wydarzeń.  Jednak ma w sobie to coś. Uważam ,że za "to coś" zdecydowanie możemy uznać niesamowitą grę Colina Firtha (dotąd kojarzony z ról w komediach romantycznych; nagrodzony Oskarem) - istny majstersztyk. Zbliżenia kamery doskonale pokazywały każdy grymas, zmarszczę, niezadowolenie z niepowodzenia wypisane na jego twarzy. Również scenografia filmu wywarła na mnie duże wrażenie - mogliśmy bez ruszenia się z fotela przenieść się do XX wiecznej Anglii. 


"Jak zostać królem?" otrzymało ostatecznie 4 statuetki. Jedną z nich była ta najważniejsza : za najlepszy film 2011 roku. Uważam ,że jest wart polecenia wszystkim osobom które nie potrzebują niesamowitych efektów specjalnych, mrożących krew w żyłach scen oraz porywającej akcji by uznać film za ciekawy :)  
    

   

niedziela, 6 marca 2011

"Black swan" / "Czarny łabędź" 2010r


 
Idąc do kina na film "Czarny łabędź", spodziewałam się zobaczyć ciekawą , lekką historie o życiu tancerek baletowych "od kuchni". Nie czytałam żadnych opisów , recenzji, nie wiedziałam jaki to gatunek, widziałam tylko krótki zwiastun który mnie zainteresował . Między innymi dlatego moje zdziwienie było tak wielkie gdy seans dobiegł końca i widzowie powoli opuszczali sale kinową a ja wciąż siedziałam wbita w mój fotel.  Film ten opowiada o niesamowicie utalentowanej baletnicy Ninie (Natalie Portman - laureatka Oscara za tę role) która dostaje ogromną szanse zagrania głównej, podwójnej roli w "Jeziorze Łabędzim". Tancerka która kontroluje każdy swój ruch doskonale nadaje się do roli delikatnego, subtelnego "Białego Łabędzia" lecz zupełnie nie umie odnaleźć się jako namiętny, mroczny 'Czarny Łabędź " . Do tej roli pasuje stawiająca na emocje Lilly (Mila Kunis) która zaprzyjaźnia się z Niną i wprowadza ją w świat zupełnie jej nieznany. Ta jednak zaślepiona dążeniem do celu widzi w niej konkurencję próbującą wygryźć ją z roli. Toksyczna relacja z matką, ciągła kontrola oraz ogromna presja jaka na niej spoczywa sprawiają ,że taniec z pasji przeradza się w obsesje. Obsesje dążenia do perfekcji. Jest to opowieść o procesie tworzenia dzieła sztuki i cenie, jaką trzeba zapłacić za sięgnięcie ideału.
Film trzymający w napięciu, zaskakujący, wręcz zmuszający do myślenia. Sam pomysł, niesamowita muzyka, doskonała gra aktorska Natalie , świetna reżyseria Darrena Aronofsky (reżyser m.in. "Requiem dla snu") oraz wciągająca akcja spowodowały że bez wahania mogę powiedzieć "It was perfect".